Maria Kownacka

Wielka wyprawa do lasu


W domu pełno zamieszania –
biega Tosia, Kleksik, Hania.
- Hej! Szukajcie! – woła ciotka. –
Zginęła ryżowa szczotka!

Przeszukali sień, wieszadła,
przetrząsnęli graty składu.
- Ziemio, rozstąp się! Przepadła.
Po tej szczotce – ani śladu!

Więc narzeka biedna ciotka:
- Taka dobra, piękna szczotka!
Taka mocna, taka nowa!
Czym tu ławy wyszorować?

Plastuś przy piórniku siedzi.
- Co tu począć? – też się biedzi.
Wreszcie mówi: - Żal mi ciotki.
Misiu, chodźmy szukać szczotki!

Ta szczotka uciekła z domu,
chodźmy za nią po kryjomu!
Chodźmy, Misiu, w świat szeroki,
toć nam wiele nie potrzeba:
dwa kosturki, dwa tłumoki
i w tłumoczku trochę chleba.

Jakże miło iść przed siebie –
to pod górkę, to znów z górki!

Tam obłoczek mknie po niebie,
tu migają dwa kosturki.

Jak przyjemnie szumi zboże,
łany żyta i pszeniczki...
- Plastusiu, co to być może,
Patrz, brązowe w ciemne ciapki...
- Tylko nie bierz ich do łapki
i chodź tutaj, chodź prędziutko,
ukryjemy się za grudką!
Słuchaj – to nie żadna bajka!
Przyczaj się i głowę schowaj!
Patrz – już idzie skowronkowa.

Dobrze, Misiu, zapamiętaj:
płoszyć skowronków nie trzeba.

Wyklują się skowronięta,
potem śpiewają pod nieba.

Przez pola – droga wesoła.
Wtem z owsa – hopsa – zwierz srogi!
- Niedźwiedź! Niedźwiedź! – Plastuś woła
i już obaj z Misiem – w nogi!

A strach na wróble się śmieje,
nogą stuka, głową chwieje.
- Ej-hej! nie zmykajcie, brzdące!
To nie niedźwiedź – to zajączek!

Czego chcecie tu, maluchy?
Trawę deptać? Strącać puchy?
- Zginęła nam ciotki szczotka,
czy pan czasem jej nie spotkał?
- Na spotkania nie mam czasu,
pewno uciekła do lasu.

Idą dalej polną steczką,
żeby już nie tracić czasu.
Ze świerszczową pioseneczką
doszli do wielkiego lasu.

A pod tym lasem zielonym –
jakieś warowne zamczysko.
Miś jest trochę przerażony:
- Co to , Plastusiu?
- Mrowisko!

O, już pędzą mrówcze straże,
dzielne lasu wartowniki.
- Stój! Szkodników tu się karze –
precz, urwisy i zbytniki!

Na to Plastuś głosem słodkim:
- My nie chcemy szkodzić mrówkom,
my szukamy tutaj szczotki! –
I pięknie się skłonił główką.

- Tak, to zgoda! Grzecznie ładnie:
idźcie dalej, bez hałasu.
Niech liść żaden nie opadnie,
gdy puścimy was do lasu!

Więc cichutko idą radzi,
dróżka sama ich prowadzi.

Uszli kawał leśnej drogi,
Misia trochę bolą nogi.

- Patrz – opona…czy materac?...
Odpocznijmy na nim teraz!

Ledwie siedli – świat się chwieje!
- Ach, Plastusiu, co się dzieje?
Plastuś krzyczy: - Będzie po nas!
Dokąd z nami gna opona?

Mech i trawa miga w pędzie.
- Oj, Plastusiu, co to będzie?

Usłyszeli głos na koniec:
- Jestem przecież wąż zaskroniec.

- A nie połknie nas pan aby?
- Nie, ja łykam myszy, żaby!
Krzywdy wam nie zrobię żadnej!
- Patrz, jaki ten wąż jest ładny –
ma za skronią plamki słońca.
Miło poznać nam zaskrońca!
Niech się panu głowa złoci!
My szukamy szczotki cioci!

Wędrują przez leśne dróżki,
już Plastusia bolą nóżki.
Usiadł sobie pod trzmieliną,
a Miś węszy. Wonie płyną...
- Siedź, Plastusiu, masz wygodę,
a ja skoczę – czuć tu miodek.
Może się tu skryła szczotka,
może ją po drodze spotkam?...

Pudełeczko w kształcie róży,
z niego miodu płynie zapach.
- O, Misiowi miodek służy!
- Caap! – pudełko ma już w łapach.

A wtem wrzasnął wniebogłosy:
- A sio, osy! A sio, osy!
Pędzi Plastuś ile siły –
osy Misia pożądliły!
Misio jęczy: - Ach, mój nos!
Wetknąłem go w gniazdo os! –

Biedny Miś aż z bólu hyca,
nos mu puchnie jak donica.

- Mój Misiuniu, chodź, biedaku,
połóż się tu koło krzaków.
Z listków kompres ci przyłożę,
to na pewno ci pomoże.

Miś już leży, zamknął oczy,
przy nim Plastuś siada właśnie.
Ledwie usiadł – jak nie skoczy!
- Aj! Aj! Kłuje! – głośno wrzaśnie.

- Co to? Patrz, poduszka gruba?...
- Czy poduszka? Nie, to szczotka!
- Znalazła się nasza zguba!
To się uraduje ciotka!

Trzeba zabrać ją do domu,
ciocia będzie bardzo rada.

Ciągnij za ryżową słomę,
a ja będę drąg podkładał.
Ciągną, ile tylko siły.
- Już się rusza, już się toczy...
- Rety! zmykaj, Misiu miły!
Szczotka ryjek ma i oczy!
- Dziw kolcami nabijany!
Plastuś na to: - Misiu, wiesz,
mnie się zdaje, mój kochany,
że to jest na pewno – jeż!

- Tak, jeż jestem, leśny łowca.
Nie myszkujcie po manowcach,
nie chodźcie po trawie ciszkiem,
bo jak wezmę was za myszkę –
schrupię zaraz na wieczerzę!
- Przepraszamy pana szczerze!
- No, nic! Powodzenia życzę! –
I uścisnął im prawice.

Słońce, upał. Pot na czole...
- Siądźmy tu pod parasolem,
w chłodnym cieniu tak przyjemnie! –
Tu się Misio słodko zdrzemnie.

Idą lasem Tosia, Hania.
- Nie znajdziemy już ich chyba...
- Patrz, patrz, Tosiu, piękna kania!
Widziałaś takiego grzyba?
Ciotka w maśle go udusi.
- Patrz, pod kanią Miś z Plastusiem!

Ledwo Misio się rozczmuchał –
ziewnął od ucha do ucha.
Plastuś, gdy otworzył oczy –
hop – na szyję Tosi wskoczył.

Tosia woła: - Nos jak bania!
I pokłute ręce, brody!
- To, Tosieńko, od szukania
szczotki ciotki. To przygody.

- To wyście szczotki szukali,
a my was – jak szpilki w stogu!
Szczotkę Kleks wciągnął do balii,
a wy tutaj – chwała Bogu!

Jak do domu wracać miło!
Wszystko dobrze się skończyło.

Szczotka już szoruje ławy,
Miś z lalkami – do zabawy,
Plastuś znów piórnika strzeże,
w lesie żyją sobie jeże,
mrówka, osa, wąż zaskroniec...
No i – KONIEC!